“Kiedyś jest teraz”. Patryk

17 marca to wielkie święto w Irlandii. Ceremoniał jest bogaty i… bardzo zielony. Ale to nie będzie tekst o Irlandii ani o kolorach, to będzie tekst o imionach. Imiona bohaterów książek czy filmów to sprawa niezwykle ważna. Właściwie od tego zaczynam pisanie powieści. Trudno zbudować bohaterów, nadać im cechy charakteru, wygląd, historię, jeśli nie mają imion. Czasem jest tak, że od razu wiadomo, jakie mają mieć imiona, a czasem człowiek się nabiedzi, natrudzi, naduma, żeby znaleźć odpowiednie. A ile to kombinowania… Trzeba uważać, żeby czarny charakter nie wyposażyć w imię szefa czy szefowej albo najlepszej przyjaciółki czy teściowej… No i to imię musi brzmieć, musi pasować. Do osoby, do sytuacji, do postaci.

Starszej pani raczej nie damy na imię Roksana czy Pamela, a dziadkowi Brajan czy Ariel, młodzi bohaterowie też nie będą Henrykiem czy Józefą. Można nieźle przewertować kalendarze, zanim człowiek uzna, że trafił w dziesiątkę.

A co ma do tego narodowe święto Irlandii? W sumie nic. Chyba tylko tyle, że patronem tego kraju jest święty Patryk. Czyż można więc znaleźć lepszą okazję, by przedstawić wam głównego bohatera mojej powieści pt. „Kiedyś jest teraz”?

Od razu wiedziałam, że ma mieć na imię Patryk. Gdy tylko wymyśliłam tę historię, wiedziałam, że będzie się tak nazywał. Tak jak moja bohaterka bez wahania otrzymała imię Amelia.

Wysoki, ciemnowłosy, nieco zbyt chudy. Lekko zmarszczone czoło nadawało jego twarzy groźnego wyglądu. Potrafił się śmiać nieprzyjemnie. Tyle, że to maska, zasłona. Prawdziwy Patryk jest inny… Nieco dziwny, bo samotny. Samotny, więc dziwny. Aż pojawi się ona… Co się będzie działo? Już niedługo uchylę rąbka tajemnicy.

Zobacz więcej